czwartek, 4 grudnia 2014

Zupa z soczewicy z "Zupy z granatów" Marshy Mehran



Niestety, zanim sobie przypomniałam,
by fotkę zrobić, sporo ubyło:)
  Niedługo wyjdzie na to, że będę zamieszczać tylko przepisy z beletrystyki światowej, a jest tego trochę. Nie jestem mistrzynią kuchni, podczas gotowania często zaglądam do różnych ściąg, nawet jeśli niepierwszy raz robię daną potrawę, bo inaczej często zdarza mi się coś przekombinować i zapominać o  proporcjach. A ostatnio to coraz częściej zaglądam do przepisów na swym blogu i mam wrażenie, że tylko ja z nich korzystam:)  Może to dobrze, może to znaczy, że nie popadam w rutynę. Tak sobie można ładnie wytłumaczyć kłopoty z pamięcią.Więc gdybym sobie tego przepisu tu nie zapisała, to znów wertowałabym książkę Marshy Mehran i pewnikiem zaczytałabym się w perypetiach trzech bohaterek Zupy z granatów i z obiadu nici, zupa byłaby może na kolację:)
    Zupa soczewicowa ma pyszny orientalny smak. Przepis należało trochę przystosować, bo w książce ilość produktów podana jest na potrzeby restauracji, no i w Cafe Babilon przygotowuje się ją na jagnięcinie, a ja nie używam w swej kuchni mięsa. Uważam, że proporcje na zupę dla 3/4 osobowej rodziny udało mi się dobrze uchwycić, a dla zachowania pełnego obiegu kuchni 5 przemian dodałam natkę pietruszki i majeranek. Zupa wyszła pyszna i już spieszę ocalić tan przepis od zapomnienia. Ale zanim podam składniki i sposób wykonania, oddam głos narratorowi książki, bo  naprawdę watro poznać te wskazówki i magię składników. 
   " Zupa z czerwonej soczewicy, mimo uwodzicielskiego aromatu, jest tak prosta w przyrządzaniu,jak to sugeruje jej nazwa. Mardżan zawsze gotowała soczewicę, zanim wzięła się do smażenia posiekanej cebuli i czosnku z przyprawami na dobrej, wonnej oliwie z oliwek. A gdy wreszcie bulion połączony został z soczewicą i cebulą, smakowita zupa jeszcze przez pół godziny dochodziła pod przykryciem na wolnym ogniu, aby przyprawy oddały smak chłonnym cebulowym piórkom".*
" Książka kucharska, którą Mardżan miała zakodowaną w głowie, szczególnie podkreślała właściwy dobór przypraw do zupy. Kumin nadawał mieszaninie aromat popołudniowych igraszek miłosnych, lecz najpotężniejszy tantryczny wpływ na niewinnego konsumenta zupy miała inna przyprawa: siah dane - akt miłosny w pełni - czyli ziarno czarnuszki. To skromne małe ziarenko, wyłuskane ze (...) pobudza pikantną energię, uśpioną w ludzkiej śledzionie.
" Wszechobecna na Bliskim Wschodzie, w krainie przeszłości sióstr Aminpur, przyprawa ta jest rzadko spotykana w kulinarnych przepisach Zachodu, gdzie nie docenia się jej zdolności do uśmierzania zgagi i zmęczenia. Współczesność najwyraźniej przedkłada pigułki nad porady starożytnych jasnowidzów".**

Składniki na ok. 6 porcji
czerwonej soczewica - 1 szklanka
cebula - 3 sztuki posiekane w kosteczkę
czosnek - 3 ząbki przeciśnięte przez praskę
kurkuma - 1 płaska łyżeczka
kmin rzymski (cumin) - 2 łyżeczki
czarnuszka - 2 łyżeczki
bulion - 3 szklanki
woda - 1 szklanka
pieprz, kolendra, sól wedle smaku
oliwa 
nataka pietruszki ok. łyżki, majeranek- łyżeczka

Wykonanie jest wg 5 przemian, a powyższe składniki nie są podane w kolejności odpowiadającej przemianom smaków/energii, gdyż początkowo niektóre gotuje się osobno.

     Soczewicę zalać wodą. Zagotować i dusić bez przykrycia przez 9 minut. Odcedzić i odstawić.
   Na patelni podgrzać oliwę, dodać kurkumę (Ogień), posiekaną cebulę, czosnek- zamieszać, zeszklić (po podsmażeniu mamy przemianę Ziemi), dodać kmin rzymski i smażyć jeszcze chwilę, stale mieszając, by nie przypalić.
   Następnie dodać soczewicę (Z), czarnuszkę (Metal), pieprz i kolendrę (M) bulion i wodę (Woda), lekko osolić (W), doprowadzić do wrzenia.
   Zmniejszyć ogień i gotować pod przykryciem 40 minut. Zostawić zupę na jakąś godzinę, żeby smaki dobrze się wymieszały. Ja na zakończenie, dla pełnego obiegu przemian dodaję natkę pietruszki (Drzewo), potem łyżeczkę majeranku (O), bo na koniec, już po ugotowaniu znów dodajemy cebulę, ale smażoną, więc-Z :
    Pozostałą cebulę przesmażyć na małej ilości oliwy, tak, aby była chrupka.Posypać cebulą każdą porcję zupy.


Przypisy:

*Marshy Mehran: Zupa z granatów, wyd. W.A.B., s.41
**jak wyżej, s. 42

wtorek, 2 grudnia 2014

Po co wam katar i różne zarazy? Nie wygłupiajmy się, czas obalić mity!

   Dla tych, co mają awersję do przydługich postów i gdy boczny pasek przewijania się zacina, powtórzę swe zwierzenia:)

   
Ja tej herbatki lukrecjowej - przepis Tutaj - nie piję ze względu na przeziębienie, tylko popijam ją, jak jest zimno, by się rozgrzać i gdy odczuwam deficyt słodyczy. Ot tak sobie, bo ją lubię. Przyznam się, że od ponad roku, odkąd trafiłam na Akademię Witalności, dzięki której liposomuję witaminę C, żadne choróbska mnie nie dopadają, mojej najbliższej rodziny też nie! Katar likwiduje się w godzinę, ale trudno to nazwać katarem, bo przy pierwszych objawach, mając pod rękę zliposomowaną  forte wit. C, nie trzeba sięgać po chusteczki. Co innego, gdy jest się na wyjeździe z dala od domu i zapomni się zabrać tę cudowną miksturę. Zeszłej wiosny dopuściłam się przez zapomnienie takiego zaawansowanego kataru, zaraziłam się w podróży. Miałam go dzień cały i pól następnego, bo gdy tylko znalazłam się rano w domu napoiłam się swym lekarstwem i wieczorem jak ręką odjął. No coś tu jest nie tak w tym naszym cywilizowanym świecie, przecież wyraźnie wciąż się mówi, że katar trwa siedem dni, a leczony tyleż samo! Bo lekarstwa na to jeszcze nie wynaleziono!? A mój junior nieraz wzdycha, by móc jak dawniej, nie pójść czasem do szkoły z powodu choroby i aż się boję, by sobie przez te chore marzenia jakiegoś złamania nie wyczarował. Kiedyś miał astmę oskrzelową, non stop lekarze, co roku szpital, teraz już zapomniał, jak to jest mieć choćby lekki kaszel lub katar, toteż zatęsknił za bumelką w szkole niepomny tych dawnych utrapień. Tak więc stajemy się przewlekle zdrowi, ja i moi domownicy. Gorzej jest z rodziną mieszkającą dalej od nas, głuchą na wszelkie tanie i proste nowiny. Zasłaniają się brakiem czasu, a bo to trzeba poczytać, zgłębić temat, policzyć ile gram dziennie przyjmować...,a w ogóle czy zadziała coś, co nie jest zbyt drogie, tj. tanio można to przyrządzić tylko własnym sumptem. Bo droga to taka witamina jest i to bardzo, można ją kupić w Niemczech czy USA, bo u nas w aptekach ona nie występuje wcale! Są tylko homeopatyczne dawki zwykłej wit.C, której trzeba byłoby zażyć kilka opakowań na raz dziennie, by pozbyć się lekkiego przeziębienia, a to byłoby ze szkodą dla żołądka w takiej postaci. 

Moja mikstura wygląda tak
    No cóż, przyzwyczajenie drugą naturą człowieka, niektórzy wolą tradycyjnie wziąć nieskuteczną, a wręcz szkodliwą, tabletkę lub drogi suplement diety i poleżeć w łóżku lub spędzać czas w poczekalni ośrodka zdrowia. Wspomnę, że liposomowana witamina C jest nie tylko na zwykłe przeziębienia i alergie, ale na wszelkie choroby zakaźne, anginę, grypę, zapalenie nerek, wątroby i całą masę innych chorób bakteryjnych lub wirusowych, wszystko zależy od dawki. Moje dziecko z anginy i bólu ucha zostało wyleczone w jeden dzień! Niestety, miał pecha ten szkolny lawirant, bo był to weekend:) Wszelkie objawy typu wysoka gorączka, bóle itp. ustąpiły po 10 dawkach po jeden gram każda! Na drugi dzień biegał zupełnie zdrów, oczywiście dostawał dawki podtrzymujące, ale już mniejsze. Dlatego warto się tym zainteresować, o liposomowaniu wit. C piszę Tutaj, tam też znajdziecie linki do ważnych źródeł, mówiących m.in. o tym, jaką rolę w organizmie pełni ta witamina, jak dawkować, by działała i przede wszystkim, dlaczego od czasu odkrycia witaminy C i potwierdzenia jej  stuprocentowej skuteczności w leczeniu takich chorób zakaźnych, na które obecnie zmuszani jesteśmy się szczepić, cała sprawa została wyciszona i odeszła w zapomnienie! Jeśli jeszcze nie wiecie i macie silne nerwy, to poczytajcie, dlaczego raporty lekarskie o zwalczaniu raka mega dawkami dożylnymi wit. C leżą odłożone ad akta, gdzieś tak od lat 80 ubiegłego stulecia nie mogą ujrzeć światła dziennego?! Dlaczego pacjentów poddaje się równie wyniszczającej, jak rak, chemioterapii?! Można się domyślić, że chodzi jak zwykle o pieniądze.
Chcesz wiedzieć więcej, zajrzyj do źródeł:
http://www.akademiawitalnosci.pl/tag/raport-klennera/
http://oczymlekarze.pl/profilaktyka-i-leczenie/1445-witamina-c-lek-na-wszystkie-choroby-od-odry-do-aids

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Lukrecja - kontrowersyjne ziółko na przeziębienie i nie tylko

  
   W kategorii rośliny niedoceniane chciałam dziś przedstawić kontrowersyjną lukrecję, bo jej słodycz wcale nie jest oczywista.

A że jest to roślina zupełnie nieznana młodszym pokoleniom, przekonałam się o tym już dawno podczas lekcji j. polskiego dotyczącej frazeologizmów. Nikt z uczniów nie potrafił podać właściwego, ironicznego, znaczenia wyrażenia: "słodki jak lukrecja" i nic dziwnego, bo nikt z nich nie miał z tym korzeniem do czynienia. Dzieciom kojarzyło się to jednoznacznie z czymś słodkim, a w odniesieniu do osoby: z kimś bardzo miłym. A wystarczy spróbować. Toteż przyniosłam  na lekcję sproszkowany korzeń lukrecji, by dzieciaki doświadczyły tej przewrotnej słodyczy. Przy malutkiej ilości, takiej, jak mniej więcej szczypta soli, poczujemy słodki smak, ale wystarczy spożyć ok. ćwierć łyżeczki tego ziółka, by owa  intensywna słodycz przerodziła się w gorycz. Wiadomo, każdy ma inną tolerancję smakową i niektórzy muszą zjeść trochę więcej, nieco pond pół łyżeczki, by poczuć ten efekt: gdy w kubkach smakowych  nagle  rozwija się gorycz, że aż wykręca na drugą stronę, a potem szybko znika. Korzeń lukrecji zawiera wielocukry, które są 50 razy słodsze od cukru. Toteż albo się lukrecję uwielbia, albo nie cierpi jej słodko-gorzkiego smaku.W każdym bądź razie jest ona bardzo zdrowa. Występuje w południowej Europie i w  Azji. U nas do nabycia w aptece i sklepach zielarskich. 
     Korzeń lukrecji ma bardzo szerokie zastosowania lecznicze, działa przeciwzapalnie, przeciwwrzodowo, rozkurczająco, wykrztuśnie, przeciwalergicznie. Ponadto przeciwdziała powstawaniu miażdżycy, gdyż zawarta w tym korzeniu glyceryzyna wiąże cholesterol w nierozpuszczalny związek, co utrudnia jego wchłanianie do krwi. Lukrecja ma też właściwości przeciwcukrzycowe. Co ciekawe, ten słodki korzeń - zapobiega próchnicy i chorobom dziąseł, podobnie jak ksylitol (cukier brzozowy).

   W tradycyjnej medycynie chińskiej lukrecja stosowana jest w dolegliwościach żołądkowych oraz przy kaszlu i przeziębieniach. Należy do przemiany Ziemi i harmonizuje energię, łagodzi objawy chronicznego zmęczenia. W kuchni chińskiej lukrecję stosuje się jako przyprawę do potraw pikantnych i do aromatyzowania rosołu.

Rozgrzewająca herbatka lukrecjowa
niezawodna na przeziębienie
O: 1/2 litra wrzątku
Z: łyżka lukrecji
M: łyżeczka utartego korzenia imbiru
W: szczypta soli
D: kilka kropel soku z limonki lub cytryny
Kilka minut gotujemy, zdejmujemy z ognia i dodajemy:
D: hibiskus lub dzika róża - łyżeczka
O: herbata czarna lub czerwona (rooibos): saszetka lub łyżeczka

   A teraz chwila zwierzeń. Ja tej herbatki nie piję ze względu na przeziębienie, popijam ją, jak jest zimno, by się rozgrzać i gdy odczuwam deficyt słodyczy. Ot tak sobie, bo ją lubię. Przyznam się, że od ponad roku, odkąd trafiłam na Akademię Witalności, dzięki której liposomuję witaminę C, żadne choróbska mnie nie dopadają, mojej najbliższej rodziny też nie! Katar likwiduje się w godzinę, ale trudno to nazwać katarem, bo przy pierwszych objawach, mając pod rękę zliposomowaną  forte wit. C nie trzeba sięgać po chusteczki. Co innego, gdy jest się na wyjeździe z dala od domu i zapomni się zabrać tę cudowną miksturę. Zeszłej wiosny dopuściłam się przez zapomnienie takiego zaawansowanego kataru, zaraziłam się w podróży. Miałam go dzień cały i pól następnego, bo gdy tylko znalazłam się rano w domu napoiłam się swym lekarstwem i wieczorem jak ręką odjął. No coś tu jest nie tak w tym naszym cywilizowanym świecie, przecież wyraźnie wciąż się mówi, że katar trwa siedem dni, a leczony tyleż samo! Bo lekarstwa na to jeszcze nie wynaleziono!? A mój junior nieraz wzdycha, by móc jak dawniej, nie pójść czasem do szkoły z powodu choroby i aż się boję, by sobie przez te chore marzenia jakiegoś złamania nie wyczarował. Kiedyś miał astmę oskrzelową, non stop lekarze, co roku szpital, teraz już zapomniał, jak to jest mieć choćby lekki kaszel lub katar, toteż zatęsknił za bumelką w szkole niepomny tych dawnych utrapień. Tak więc stajemy się przewlekle zdrowi, ja i moi domownicy. Gorzej jest z rodziną mieszkającą dalej od nas, głuchą na wszelkie tanie i proste nowiny. Zasłaniają się brakiem czasu, a bo to trzeba poczytać, zgłębić temat, policzyć ile gram dziennie przyjmować...,a w ogóle czy zadziała coś, co nie jest zbyt drogie, tj. tanio można to przyrządzić tylko własnym sumptem. Bo droga to taka witamina jest i to bardzo, można ją kupić w Niemczech czy USA, bo u nas w aptekach ona nie występuje wcale! Są tylko homeopatyczne dawki zwykłej wit.C, której trzeba byłoby zażyć kilka opakowań na raz dziennie, by pozbyć się lekkiego przeziębienia, a to byłoby ze szkodą dla żołądka w takiej postaci. 
    No cóż, przyzwyczajenie drugą naturą człowieka, niektórzy wolą tradycyjnie wziąć nieskuteczną, a wręcz szkodliwą, tabletkę lub drogi suplement diety i poleżeć w łóżku lub spędzać czas w poczekalni ośrodka zdrowia. Wspomnę, że liposomowana witamina C jest nie tylko na zwykłe przeziębienia i alergie, ale na wszelkie choroby zakaźne, anginę, grypę, zapalenie nerek, wątroby i całą masę innych chorób bakteryjnych lub wirusowych, wszystko zależy od dawki. Moje dziecko z anginy i bólu ucha zostało wyleczone w jeden dzień! Niestety, miał pecha ten szkolny lawirant, bo był to weekend:) Wszelkie objawy typu wysoka gorączka, bóle itp. ustąpiły po 10 dawkach po jeden gram każda! Na drugi dzień biegał zupełnie zdrów, oczywiście dostawał dawki podtrzymujące, ale już mniejsze. Dlatego warto się tym zainteresować, o liposomowaniu wit. C piszę Tutaj, tam też znajdziecie linki do ważnych źródeł, mówiących m.in. o tym, jaką rolę w organizmie pełni ta witamina, jak dawkować, by działała i przede wszystkim, dlaczego od czasu odkrycia witaminy C i potwierdzenia jej  stuprocentowej skuteczności w leczeniu takich chorób zakaźnych, na które obecnie zmuszani jesteśmy się szczepić, cała sprawa została wyciszona i odeszła w zapomnienie! Jeśli jeszcze nie wiecie i macie silne nerwy, to poczytajcie, dlaczego raporty lekarskie o zwalczaniu raka mega dawkami dożylnymi wit. C leżą odłożone ad akta, gdzieś tak od lat 80 ubiegłego stulecia nie mogą ujrzeć światła dziennego?! Dlaczego pacjentów poddaje się równie wyniszczającej, jak rak, chemioterapii?! Można się domyślić, że chodzi jak zwykle o pieniądze.

Źródła:
http://acelispharma.pl/obszary-tematyczne/lukrecja-morwa-biala-chrom-i-zielona-herbata/

niedziela, 30 listopada 2014

Małgosia wierzy w Bloga swego jedynego

     
  
Mój blog jest wielki,
 a ja malutka
      
      Moi Drodzy, powoli zmieniam nazwę, bo dość
mam  już Zakątków i takich tam prądków, które zaczynają trącić bezprzewodową myszką, więc może  będzie jeszcze radośniej;) 
Jednak zanim przemianuję   Radosny zakątek na
Wierzę w Bloga swego, to się wytłumaczę i 
spytam Was o zdanie. 

      Moim wiernym Czytelnikom należy się rzetelne wyjaśnienie, skąd ta nazwa i dlaczego stałam się taka wierząca. Po prostu, zwyczajnie zstąpiła na mnie łaska, zobaczyłam, że wiara czyni cuda, że jak sobie napiszę, tak mam, jak amen w pacierzu.
   Taka deklaracja wiary w tytule bloga może być niebezpieczna, na co zwrócił mi uwagę mój Pan Art, bo mając reklamy kontekstowe muszę się liczyć z tym, że na  pasku bocznym zaczną mi się pojawiać  zdjęcia czapek kardynalskich, targi dewocjonaliów, a jeszcze nie daj Boże berety moherowe, a już mogę być pewna, że przy mym wpisie pt. "Czym nakarmić bolące kolana"  znajdzie się reklama konfesjonałów:) No i jak ten dylemat rozwiązać? Nie żebym miała coś przeciwko czapkom kardynalskim czy konfesjonałom, zacna to i sprawiedliwa byłaby reklama, lepsza niż te do tej pory, ale co do moheru, to mam uczulenie na tę włóczkę, a tym bardziej dzianinę naczerepną z niej wykonaną. Nie wiem, co zrobić z tymi nazwami, czy zostawić czy zmienić, by mój blog nie kojarzył się np. z folklorem ludowym?
  Druga rzecz, której się obawiam, jak każdy bloger, to konsekwencji, jakie zmiana nazwy niesie dla mej widoczności w wyszukiwarkach, czy znajdą mnie moi czytelnicy. Mój Art wytłumaczył mi, że przecież adresu URL nie zmieniam i tych paru czytelników na pewno mnie znajdzie, a zresztą - pocieszał- że zawsze mogę do nich zadzwonić;)) To się nazywa pesymizm! Więc Kochani, zacznijcie zostawiać mi swój telefon, a ja rozejrzę się za jakimś darmowym abonamentem. Tak więc będąc początkującą blogerką, napisał raz do mnię pacjent, a raczej Czytelnik, i zaraz potem znikł, nie zdążywszy nawet powiedzieć, co mu dolega;) Jestem bardzo początkującą, jeśli chodzi o html, a też niewiele wiem o pozycjonowaniu w googlach i o robotach. Toteż, gdy razu pewnego ten dylemat spędzał mi sen z powiek, postanowiłam niezwłocznie obudzić mego Art, druga w nocy była, i mówię mu, że martwię się o roboty, czy po zmianie nazwy będą mi one poprawnie funkcjonować.  A on wymamrotał sennie,  bym nie czytała po nocach Bajek Lema, skoro potem boję się zasnąć, a gdy bardziej oprzytomniał, stwierdził, że chyba całkiem mi odbiło, że rozumie mą troskę o czytelników, ale o roboty?! Że za dużo  "Cyberiady" się w dzieciństwie naczytałam i teraz łykam wszystko jak świeże bułeczki. I rzeczywiście, zorientowałam się, że ukradkiem łykałam, swą świeżą, upieczoną z wieczora, bułeczkę drożdżową z nadzieniem różanym. Coś pysznego, bo jak intensywnie w nocy myślę, to się głodna robię, niebawem podam przepis. No i co ja na to poradzę, że taka drobiazgowa jestem i chcę wszystko wiedzieć od podstaw, np.: jak to jest z tym wysyłaniem pingów, jak naprawić błędy robota i dlaczego one robią tyle błędów i potem każą się naprawiać i dlaczego akurat ja mam to robić, czy one same nie mogą się ze sobą dogadać, by wzajemnie pomóc jeden drugiemu? Zero solidarności. Przecież ja w ogóle ich nie rozumiem. dostaję od nich różne dziwne komunikaty, często sprzeczne. No i skąd wiadomo, kto za tym wszystkim stoi, kiedy mam do czynienia z człowiekiem, a kiedy z robotem?  No do kogo mam się zwrócić? Apeluję do was moi Drodzy Czytelnicy, pomóżcie mi w tej kwestii. Z góry bardzo dziękuję, żeście tutaj przyszli i zaraz nie wyszli.
  Autorka ostrzega, że wkrótce tu wróci, by sprawdzić, co się dzieje i zaprowadzi porządek, zwyczajowo rozbuduje treść konkretnymi przykładami lub napisze na nowo i wywali to i owo.