O mnie, o blogu, o radości wszelkiej

 …. Taką zwyczajną sobie wiedźmą jestem, podążającą drogą środka bez wysokich lotów i  zbyt niskich upadków, chwytam się wielu rzeczy jednocześnie przez co nie zawsze umiem się ogarnąć i zatrzymać. Mam na swym koncie skromny, wręcz homeopatyczny dorobek literacki i malarski i wiele innych różnych takich rzeczy sobie mam, za co chciałam serdecznie podziękować Mamie, Tacie, Babci i Dziadkowi, Dziecku i Mężowi i Psu sąsiadów, za to, że nie zagryzł mnie, gdy stawiałam pierwsze kroki na drodze do niezależności, ale zanim zamknę się w ramach tej przedmowy, pragnę złożyć równie gorące podziękowania mej najdroższej, najwierniejszej, najszlachetniejszej przyjaciółce, Małgorzatce, za to, że mnie w końcu odnalazła zagubioną we mgle wspomnień i pokazała, jak żyć należy, jak sprzątać, by każdy dzień był pełen olśniewającego blasku niebiańskiego, kroplą krystalicznej rosy w kałuży dziejów, niczym niezmąconą taflą jeziora bodeńskiego, harmonią barw wśród dźwięków onirycznych, BY BYŁ PO PROSTU ŚLICZNY!

    Witam Cię serdecznie na moim samo-rozwijającym się blogu poświęconym radości wszelkiej. Czasem w życiu  bywa tak wspaniale, tak uroczo, tak dobrze, tak ... że już lepiej być nie może;) Znacie takie historie, ale nie tylko z baśni? No w Wiadomościach TV ich raczej nie znajdziemy, a jak nam się dobrze darzy, to lepiej siedzieć cicho, by nie zapeszyć. Niestety zachłanna człowiecza natura nie pozwala spocząć mu na laurach, bo przecież zawsze można mieć lepiej, bo z reguły ktoś ma, a my nie  i nie chodzi tu jedynie o dobra materialne. Jeśli już uda nam się przegnać znad horyzontu chmurki "zachłanności" i nie porównujemy się z nikim, możemy mieć wówczas więcej  niezmąconej niczym radości, cieszy nas to, co mamy, a im bardziej jesteśmy pogodni i zadowoleni, tym lepiej nam się w życiu wiedzie, ale im lepiej nam się wiedzie, tym łatwiej paść ofiarą kolejnego potworka - jakim jest strach: oglądamy się z lękiem za siebie w oczekiwaniu na ciosy, czy oby gdzieś w powietrzu nad naszą głową nie czai się jakaś cegłówka,gotowa na nas spaść, bo  tak wspaniale się wszystko układa, że to aż podejrzane. I radość pryska w mig, boimy się, czy nie stracimy, tego, z czego się tak cieszymy i z troską zabezpieczamy się przed burzą. I znów trochę czasu upłynie zanim się uspokoimy i odzyskamy radość życia. Bo jak powiedział Montaigne: " Moje życie pełne było rożnych niepowodzeń, z których większość nigdy nie wystąpiła".
          Tak pokrótce przedstawiłam historię ludzkości, która, wiadomo, kołem się toczy, a piszę o tym nie tylko dla wiecznie zdziwionych kolegów z planety B12 (potocznie zwanych Marsjanami), którzy ciągle proszą mnie o wyjaśnianie złożonych mechanizmów ludzkiej natury, ale po to, by coś niecoś w naszym świecie zmieniać i by te wiecznie otwarte ze zdziwienia marsjańskie gęby zaczęły się w końcu domykać. Rachunek jest prosty: więcej spokoju i pogody ducha wśród mych bliźnich, więcej zrozumienia w oczach Obcych i mniej marsjańskich rozdziawionych szczęk. Tak jesteśmy przez pokolenia zaprogramowani: od dziecka słyszymy, że życie to nie bajka, najpierw obowiązek, nauka, potem zabawa, przyjemności.Takie rozgraniczenia wpaja się już maluchom, które naturalnie potrafią pięknie łączyć przyjemne z pożytecznym, np.sprzątanie i zabawę (może nie zawsze zgodnie z naszym gustem i oczekiwaniami, ale to już inny temat:.) Chodzi o to, że nasz wewnętrzny komputer, nasz mózg bardzo łatwo jest zaprogramować za młodu, ale w późniejszych latach zmienić kodowanie jest już trudno. Jesteśmy tym, w co wierzymy, co myślimy, co nam wpojono przez lata. Warto więc poobserwować swoje myśli, reakcje, by sprawdzić ile w tym jest nas samych, naszych świadomych przekonań, a ile zapożyczonych, utrwalonych mechanicznie przesądów społecznych, kulturowych, obyczajowych, religijnych etc.
      Serdecznie zatem zapraszam Cię do rozwoju świadomości/uważności - a co za tym idzie -radości. Metod jest mnóstwo i postaram się co ciekawsze zgromadzić na tym blogu.
    Często musimy siebie przekonywać o prawie do szczęścia, bo prawo do niepowodzeń i nieszczęść mamy już wpisane w genach, a polskie społeczeństwo, to już ponoć wybitnie.Trochę smętnie się rozgadałam, bo zapomniałam, po co tu jestem:) Musimy więc wciąż na nowo przypominać  te i owe truizmy i zdawać sobie sprawę, jak małe rzeczy tworzą wielkie i jak ważne jest nasze dobre samopoczucie. I chyba po to tu jestem. W końcu znalazłam jakieś uzasadnienie swego jestestwa!:)
     W poszukiwaniu utraconej radości można się zawsze wspomóc wyszukiwarką Google, a jakże! Ja tak czasem robię i najczęściej trafiam na świetne przepisy kulinarne z kuchni chińskiej wg 5 przemian, no w zdrowym ciele zdrowy duch:) Tak naprawdę, większość z nas, wie, jak zadbać o siebie, jak pielęgnować swój wewnętrzny spokój, choćby na zasadzie negacji, gdyż  doskonale wiemy, co nam nie służy, a czego i kogo powinniśmy unikać, ale wiadomo, gorzej tę wiedzę przełożyć na praktykę, a to m.in dlatego, że nasza podświadomość nie "rozumie" słowa: "NIE" (przetwarza je wolniej), trzeba ją programować bez negacji. Magiczne słowo "nie"jest ponoć pierwszym świadomie, ze zrozumieniem słówkiem wypowiadanym przez dziecko (obok "mama"i "tata"). 
                                                   Tak więc z czego się tu cieszyć?

 Czy potrzebujemy uzasadnienia dla swej radości? Kiedy jest najpiękniej?

            Drogi Czytelniku, podziel się swą radością tu i teraz, a od razu będzie Ci jeszcze lżej;)
    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz