Jak oszczędzać pieniądze? Na ten temat mnóstwo
jest blogów, a ja zabawiłam ostatnio na jednym
takim. Nie jestem osobą rozrzutną, ani przesadnie oszczędną, ale wrzesień był dla
nas dosyć wyczerpujący finansowo, a to głównie w związku ze szkołą. Junior poszedł do
gimnazjum i jego rocznik okazał się tym pechowym, który idzie nowym programem,
więc nie można odkupić używanych podręczników od starszych kolegów ani sprzedać
własnych. Takie akcje ministerstwo organizuje nam co jakiś czas, by wydawcy, i tylko ci wybrani, mieli się lepiej, a rodzice,
wiadomo - gorzej (np. sam podręcznik do angielskiego 99 zł). Znam ten problem z bliska, bo pracuję w szkole
oraz bibliotece. Treść podręczników niewiele się zmienia, czasem w ogóle, jedynie
szata graficzna, numery stron i zadań oraz numery dopuszczenia przez MEN, bez których to podręczniki nie mają racji bytu w szkołach.
Tak więc postanowiłam zabrać się za oszczędzanie i skrupulatnie zgłębiłam
jednego z najlepszych w rankingu bloga w tej kategorii (ze względu na oszczędność słowa i miejsca na serwerze nazwy nie podam;) I nie
mogłam wyjść z osłupienia.
Przebrnęłam przez olbrzymie posty o zarządzaniu
domowym budżetem, gdzie udostępniane były narzędzia excelowe do wpisywania
domowych wydatków, dużo teorii i jeszcze
więcej osobistych wyznań, niemal zeznań
podatkowych, gdyż autor nie ukrywa swych sporych zysków m.in. z
bloga. Podaje sporo rozliczeń: co się sprawdza w jego gospodarstwie
domowym, a co nie. Oprócz praktycznych wskazówek typu: by nie zabierać ze sobą dzieci
na zakupy i nie wchodzić do marketu na czczo, nie dowiedziałam się niczego konkretnego. Bowiem wszystko jest oczywiście
niezwykle względne, zależne od ilości ludzi w rodzinie, ich diety etc. Wiadomo,
im bardziej niezdrowo, im więcej gotowego jedzenia fastfoodowego z hipermarketu,
tym taniej, nie trzeba gotować, tylko szybko podgrzać w mikrofali, no a gaz, prąd
też przecież kosztują. No same oszczędności, rewelacja! Wiele miejsca na tym poczytnym blogu autor poświęca promocjom i jest to istne
polowanie, od marketu do marketu, bo w każdym co innego się opłaca i jeszcze w
zależności od dni tygodnia, bo w jednym sklepie ( bodajże Auchan ) w poniedziałki
jest taniej ! A ja się pytam o czas, koszt paliwa? Musiałabym non stop jeździć na
zakupy i śledzić promocje, Spędziłam sporo czasu na czytaniu owych tasiemcowych
wpisów, a to głównie dlatego, że wcześniej przeczytałam pod nimi równie tasiemcowe
komentarze dziękczynne, typu: "jak to wspaniale, że jest taki blog otwierający
oczy na promocje i na to jak nas klientów nabija się w butelkę". Też otworzyłam
szeroko oczy, ale zastanawiając się, czy może ze mną jest coś nie tak, czy może
ilość środków chemicznych dodawanych do jedzenia wywołuje u ludzi tak drastyczne
otępienie mózgowe? Ciągnęły się te podziękowania
dla autora niczym litania, dla autora reklamującego oszczędzanie głównie
poprzez hurtowe zaopatrywanie się w śmieciowe jedzenie z sieci tanich marketów (bo wiadomo, jedzenie w
budżecie domowym jest najdroższe). U nas w Netto jeszcze do niedawna wystawiano
za darmo przeterminowane jedzenie lub z kończącym się terminem ważności, ale
już tego nie robią. A co z tym robią? Sprzedają po obniżonej cenie. Tylko dwa razy ktoś przebąknął,
że trzeba by uwzględnić koszty leczenia rodziny przy takim odżywianiu. Po godzinie
czytania postu pt. „Jak oszczędzać na jedzeniu” miałam wrażenie, że znam skądś tę historię, że
autor tego ekonomicznego bloga to wypisz wymaluj Szary Pan z książki pt." Momo" M. Endego. Do niezwykle pięknych filozoficznych
opowiadań z tej książki wrócę pod koniec tego wpisu. Podczas mej skrupulatnej lektury postów ekonomicznych
przypomniał mi się żart, którym uraczyłam uczniów na zajęciach bibliotekarskich
propagujących czytelnictwo wśród młodzieży, a brzmiał on mniej więcej tak: „ Na
1005 stronie wstępu książki pt.”Polubić
czytanie” znajdziecie wskazówki , jak czytać wnikliwiej i się nie garbić” Mam
tylko nadzieję, że taka książka nie powstała i nie powstanie. A miny na twarzach dzieciaków, czytających przede wszystkim na akord (czyli jak najwięcej stron
mieć z głowy ) i omijających wstępy długim łukiem, były po takiej mojej
zapowiedzi – zblazowane, by nie rzec: bezcenne.
MOJE OSZCZĘDZANIE, słów kilka, bo czas to pieniądz;)
Odkryłam niedawno, że najlepiej nie jeździć, a nawet nie chodzić na zakupy, tylko zaopatrywać się w jedzenie i środki czystości bez wychodzenia z domu,
a taką cudowna oszczędność czasu daje nam coraz więcej marketów. Mieszkam w
małym mieście i do Tesco - dziadowskiego w mej niedawnej opinii, bo coraz droższego- mam 27 km, lecz ostatnio Tesco wróciło u mnie do łask i podjechało pod mój dom. Nazwałam je nawet cudownym, po tym, jak pewnego dnia potrzebowałam dynie Hokkaido sztuk 2 i znalazłam je na internetowej
stronie rzeczonego marketu i o dziwo dostarczono mi je za darmo! Spodziewałam się, że tak daleki transport, tak małych zakupów będzie mało opłacalny, a tu taka niespodzianka. Tak więc bez
wychodzenia z domciu, przez internet, można sprawdzić sobie cały ich asortyment, ceny, nieźle zaoszczędzić i
nie umęczyć się łażeniem po tym molochu.
TAJEMNICE CZASU
"Istnieje wielka, a mimo to zupełnie powszednia tajemnica. Wszyscy w niej uczestniczą, każdy ją zna, ale tylko nieliczni o niej myślą. Przeważnie ludzie przyjmują ją taką, jaka jest, i wcale ich ona nie dziwi. Tajemnicą tą jest czas.
Są przecież kalendarze i zegary, którymi go można mierzyć, ale to nie ma właściwie znaczenia, bo każdy wie, że komuś godzina może wydawać się wiecznością, innemu zaś przemijać jak chwila - zależnie od tego, co człowiek w ciągu tej godziny przeżywa. Gdyż czas to życie. A życie mieści się w ludzkim sercu. Nikt nie wiedział o tym lepiej niż szarzy panowie. Nikt nie znał tak jak oni wartości godziny, minuty, a nawet sekundy życia. Co prawda znali się oni na tym, jak pijawka zna się na krwi, i postępowali stosownie do tego. Mieli własne plany dotyczące czasu ludzi. Były to daleko zmierzające i starannie opracowane plany. Najważniejsze dla nich było, aby nikt nie zauważył ich działalności. Niepostrzeżenie wkradli się do życia wielkiego miasta i jego mieszkańców. I krok po kroku, nie zwracając niczyjej uwagi, przenikali w nie coraz głębiej i brali ludzi w posiadanie.
Pewnego dnia pan Fusi stał w drzwiach swojej fryzjerni i czekał na klientów.(...) Patrzył na deszcz pluszczący na ulicy, był to szary dzień i w duszy pana Fusi panowała także smętna pogoda. „Moje życie upływa - myślał - wśród szczęku nożyczek, pogawędek i piany mydlanej. Co mam właściwie z takiego bytowania? A kiedy umrę, będzie tak, jakbym nigdy nie żył".Trzeba dodać, że pan Fusi bynajmniej nie był przeciwny pogawędkom. Nawet bardzo lubił szeroko przedstawiać klientom swoje poglądy i słuchać, co o nich myślą. (..). Praca sprawiała mu wielką przyjemność i wiedział, że dobrze ją wykonuje.(...)
,,Całe moje życie jest nieudane - myślał pan Fusi. - Kim jestem? Tylko małym fryzjerem. Gdybym mógł prowadzić odpowiednie życie, byłbym zupełnie innym człowiekiem". Pan Fusi nie wiedział jednak, jak miałoby wyglądać to odpowiednie życie. Wyobrażał sobie tylko coś mającego znaczenie, luksusowego, co widuje się w pismach ilustrowanych. „Ale - myślał zniechęcony - na coś takiego praca nie pozostawia mi czasu. Bo na prawdziwe życie trzeba mieć czas. A ja całe życie jestem niewolnikiem szczęku nożyczek, pogawędek i piany mydlanej".
W tej samej chwili zajechał elegancki popielaty samochód i zatrzymał się przed zakładem fryzjerskim pana Fusi. Wysiadł z niego szary pan i wszedł do środka. Postawił swoją ołowiano-szarą teczkę na stoliku przed lustrem, powiesił okrągły, sztywny kapelusz na wieszaku, usiadł na fotelu, wyjął z kieszeni notesik i zaczął przewracać jego kartki, pykając małe, szare cygaro. (...)
Czym panu mogę służyć? - spytał zmieszany Fusi. - Golenie czy strzyżenie - i zaraz sam przeklął w duchu swój nietakt, bo klient miał błyszczącą łysinę.
"Istnieje wielka, a mimo to zupełnie powszednia tajemnica. Wszyscy w niej uczestniczą, każdy ją zna, ale tylko nieliczni o niej myślą. Przeważnie ludzie przyjmują ją taką, jaka jest, i wcale ich ona nie dziwi. Tajemnicą tą jest czas.
Są przecież kalendarze i zegary, którymi go można mierzyć, ale to nie ma właściwie znaczenia, bo każdy wie, że komuś godzina może wydawać się wiecznością, innemu zaś przemijać jak chwila - zależnie od tego, co człowiek w ciągu tej godziny przeżywa. Gdyż czas to życie. A życie mieści się w ludzkim sercu. Nikt nie wiedział o tym lepiej niż szarzy panowie. Nikt nie znał tak jak oni wartości godziny, minuty, a nawet sekundy życia. Co prawda znali się oni na tym, jak pijawka zna się na krwi, i postępowali stosownie do tego. Mieli własne plany dotyczące czasu ludzi. Były to daleko zmierzające i starannie opracowane plany. Najważniejsze dla nich było, aby nikt nie zauważył ich działalności. Niepostrzeżenie wkradli się do życia wielkiego miasta i jego mieszkańców. I krok po kroku, nie zwracając niczyjej uwagi, przenikali w nie coraz głębiej i brali ludzi w posiadanie.
Pewnego dnia pan Fusi stał w drzwiach swojej fryzjerni i czekał na klientów.(...) Patrzył na deszcz pluszczący na ulicy, był to szary dzień i w duszy pana Fusi panowała także smętna pogoda. „Moje życie upływa - myślał - wśród szczęku nożyczek, pogawędek i piany mydlanej. Co mam właściwie z takiego bytowania? A kiedy umrę, będzie tak, jakbym nigdy nie żył".Trzeba dodać, że pan Fusi bynajmniej nie był przeciwny pogawędkom. Nawet bardzo lubił szeroko przedstawiać klientom swoje poglądy i słuchać, co o nich myślą. (..). Praca sprawiała mu wielką przyjemność i wiedział, że dobrze ją wykonuje.(...)
,,Całe moje życie jest nieudane - myślał pan Fusi. - Kim jestem? Tylko małym fryzjerem. Gdybym mógł prowadzić odpowiednie życie, byłbym zupełnie innym człowiekiem". Pan Fusi nie wiedział jednak, jak miałoby wyglądać to odpowiednie życie. Wyobrażał sobie tylko coś mającego znaczenie, luksusowego, co widuje się w pismach ilustrowanych. „Ale - myślał zniechęcony - na coś takiego praca nie pozostawia mi czasu. Bo na prawdziwe życie trzeba mieć czas. A ja całe życie jestem niewolnikiem szczęku nożyczek, pogawędek i piany mydlanej".
W tej samej chwili zajechał elegancki popielaty samochód i zatrzymał się przed zakładem fryzjerskim pana Fusi. Wysiadł z niego szary pan i wszedł do środka. Postawił swoją ołowiano-szarą teczkę na stoliku przed lustrem, powiesił okrągły, sztywny kapelusz na wieszaku, usiadł na fotelu, wyjął z kieszeni notesik i zaczął przewracać jego kartki, pykając małe, szare cygaro. (...)
Czym panu mogę służyć? - spytał zmieszany Fusi. - Golenie czy strzyżenie - i zaraz sam przeklął w duchu swój nietakt, bo klient miał błyszczącą łysinę.
(...)