Gładkim asfaltem w równym odstępie od innych pojazdów sortujących turystów mknie się z lotniska tylko jakieś pół godziny, a potem już coraz mniej asfaltu, coraz tłoczniej, głośniej, spalinowo, korkowo i symfonia klaksonów. Pierwsze skrzyżowanie w tym olbrzymim molochu i szok, przeżywamy zderzenie kultur na drodze! Co tam, że światła, nikt nie staje na czerwonym, w ogóle na żadnym. Niby ruch lewostronny, ale wszyscy jadą jak chcą, we wszystkich kierunkach równocześnie i w ogóle po wszystkich możliwych stronach ulicy, kto pierwszy wpasuje się w jakiś wolny skrawek przestrzeni, ten lepszy. Biiip - trąbi nasz kierowca i mija z prawej 4 osobową rodzinę pędzącą na motorze - za kierownicą facet z niemowlakiem pod pachą, za nim starsze dziecko, a na końcu kobieta - niemal trą kołem motoru o krawężnik. Biip ! Trąbi na nas coś po lewej, a z naprzeciwka sunie na naszą czołówkę ciężarówka, mijamy się z nią o centymetry. I tak w tym stylu przez kolejne 3 godziny. "Ale Meksyk"- Mówiliśmy kiedyś, "ale Medan!" - Mówimy teraz. Czuliśmy się jak na rollercoasterze. Szybko zrezygnowałam ze śledzenia drogi, by uniknąć zawrotów i oczopląsu, w atawistycznym odruchu chciałam odmawiać zdrowaśki, ale zamiast różańca miałam pod ręką chipsy, więc pochłaniałam je gorliwie. Artur miał gorzej, bo usiadł z przodu i zazdrośnie spoglądał w moją stronę, z niejakim żalem stwierdzając, że przynajmniej ja się uratuję.
Klaksony na ulicach Indonezji to bynajmniej nie przejaw wyładowywania emocji za kierownicą pt.: "Jak jedziesz baranie", jak ma to miejsce u nas. Tam jest to dosyć złożony system ostrzegawczy, zastępujący kierunkowskazy, sygnalizację świetlną czy znaki z pierwszeństwem przejazdu. Czy pierwszeństwo ma ten, kto ma głośniejszy klakson? Jak tu się połapać w tym systemie dźwiękowym? Na wstępie nie mieliśmy odwagi pytać naszego kierowcy, by go nie rozpraszać rozmową, tak byliśmy dziecinnie przejęci:) Pytaliśmy tylko o częstotliwość wypadków. Stwierdził, że rzadko się zdarzają, że w tym roku jeszcze żadnego nie widział. Może tak na pocieszenie powiedział. Ale jak przy tej szalonej slalomowej jeździe zaczął ustawiać GPS, rozmawiając jednocześnie przez telefon, to przestaliśmy się troszczyć o jego skupienie na drodze. Tamtejsi kierowcy to wyczynowcy z niezwykle wyostrzonym zmysłem słuchu, tak zmutowanym w tej drodze ewolucji, że posługują się echolokacją, jak nietoperze. Muszą się orientować, z której strony i ile razy trąbnięto! Częstotliwość i długość dźwięku ma tu znaczenie, jednak nie udało nam się do końca rozszyfrować tego ulicznego alfabetu morsa. Wypadków jest tam rzeczywiście niewiele, szczególnie w porównaniu z Polską - jak zdążyliśmy się rozeznać w statystykach oraz podpytać naszych godnych zaufania gospodarzy z couchsurfingu. Jak to możliwe? Od czego to zależy?
Pieszy na drodze - zdecydowanie, siła woli, refleks- to cechy przewodnie, którymi musi się wykazać w tej właśnie kolejności. Mieliśmy okazję wystąpić w tej brawurowej roli. Było już ciemno, staliśmy bezradnie na krawędzi chodnika, przed nami namalowane pasy dla pieszych, po których nieprzerwanie sunęła rwąca rzeka pojazdów. Staliśmy i staliśmy dłuugo, aż w końcu nasze problemy decyzyjne zostały zauważone przez jakiegoś funkcjonariusza w odblaskowej kamizelce przesiadującego na pobliskim straganie. Podszedł ze świecącym lizakiem, by nas przeprawić na druga stronę, jednak nie od razu udało mu się spowolnić ruch, o zatrzymaniu nie ma tu chyba mowy. Trochę się chłop namachał tym świecidłem, zanim kierowcy zwolnili, byśmy mogli slalomem lawirować między autami i różnymi innymi niezidentyfikowanymi pojazdami.
IDĄC ZA PRZYKŁADEM KRÓW
HATI HATI / UWAGA UWAGA!
W tej części świata, gdzie drogi są jak szwajcarski ser (jak nasze polskie trzeciorzędne), gdzie wszyscy pędząc, podskakują jak na wyrzutni, nie przejmując się zawieszeniem, gdzie na jezdniach panuje prawo dżungli - można spotkać taki oto wzruszający znak drogowy:
SAYANG = KOCHANI! :)
![]() |
To tylko jedna z wielu identycznych dziur na kilkunastokilometrowej trasie, ale została obdarzona uwagą:) Jakby tak u nas zwracano się do kierowców per:"Kochani"?! Może by bardziej zadziałało? |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz