piątek, 3 października 2014

Jak oszczędzać czas i pieniądze?!

     Jak  oszczędzać pieniądze? Na ten temat mnóstwo jest  blogów, a ja zabawiłam ostatnio na jednym takim. Nie jestem osobą rozrzutną, ani przesadnie oszczędną, ale wrzesień był dla nas  dosyć  wyczerpujący finansowo, a to głównie  w związku ze szkołą. Junior poszedł do gimnazjum i jego rocznik okazał się tym pechowym, który idzie nowym programem, więc nie można odkupić używanych podręczników od starszych kolegów ani sprzedać własnych. Takie akcje ministerstwo organizuje nam co jakiś czas, by wydawcy, i  tylko ci wybrani, mieli się lepiej, a rodzice, wiadomo - gorzej (np. sam podręcznik do angielskiego 99 zł).  Znam ten problem z bliska, bo pracuję w szkole oraz bibliotece. Treść podręczników niewiele się zmienia, czasem w ogóle, jedynie szata graficzna, numery stron i zadań oraz numery dopuszczenia przez MEN, bez których to podręczniki nie mają racji bytu w szkołach.        
Tak więc postanowiłam  zabrać się za oszczędzanie i skrupulatnie zgłębiłam jednego z najlepszych w rankingu bloga w tej kategorii  (ze względu na oszczędność słowa  i miejsca na serwerze nazwy nie podam;) I nie mogłam wyjść z osłupienia.
Przebrnęłam przez olbrzymie posty o zarządzaniu domowym budżetem, gdzie udostępniane były narzędzia excelowe do wpisywania domowych wydatków, dużo teorii i  jeszcze więcej  osobistych wyznań, niemal zeznań podatkowych, gdyż autor nie ukrywa swych sporych  zysków m.in. z  bloga. Podaje sporo rozliczeń: co się sprawdza w jego gospodarstwie domowym, a co nie. Oprócz praktycznych wskazówek typu: by nie zabierać ze sobą dzieci na zakupy i nie wchodzić do marketu na czczo, nie dowiedziałam się  niczego konkretnego. Bowiem wszystko jest oczywiście niezwykle względne,  zależne od  ilości ludzi w rodzinie, ich diety etc. Wiadomo, im bardziej niezdrowo, im więcej gotowego jedzenia fastfoodowego z hipermarketu, tym taniej, nie trzeba gotować, tylko szybko podgrzać w mikrofali, no a gaz, prąd też przecież kosztują. No same oszczędności, rewelacja!  Wiele miejsca na tym poczytnym blogu autor poświęca promocjom i jest to istne polowanie, od marketu do marketu, bo w każdym co innego się opłaca i jeszcze w zależności od dni tygodnia, bo w jednym sklepie ( bodajże Auchan ) w poniedziałki jest taniej ! A ja się pytam o czas, koszt paliwa? Musiałabym non stop jeździć na zakupy i śledzić promocje, Spędziłam sporo czasu na czytaniu owych tasiemcowych wpisów, a to głównie dlatego, że wcześniej przeczytałam pod nimi równie tasiemcowe komentarze dziękczynne, typu: "jak to wspaniale, że jest taki blog otwierający oczy na promocje i na to jak nas klientów nabija się w butelkę". Też otworzyłam szeroko oczy, ale zastanawiając się, czy może ze mną jest coś nie tak, czy może ilość środków chemicznych dodawanych do jedzenia wywołuje u ludzi tak drastyczne otępienie mózgowe?  Ciągnęły się te podziękowania dla autora niczym litania, dla autora reklamującego oszczędzanie głównie poprzez hurtowe zaopatrywanie się w śmieciowe jedzenie z sieci tanich marketów (bo wiadomo, jedzenie w budżecie domowym jest najdroższe). U nas w Netto jeszcze do niedawna wystawiano za darmo przeterminowane jedzenie lub z kończącym się terminem ważności, ale już tego nie robią. A co z tym robią? Sprzedają po obniżonej cenie. Tylko dwa razy ktoś przebąknął, że trzeba by uwzględnić koszty leczenia rodziny przy takim odżywianiu. Po godzinie czytania postu pt. „Jak oszczędzać na jedzeniu” miałam wrażenie, że znam skądś tę historię, że autor tego ekonomicznego bloga to wypisz wymaluj Szary Pan z książki pt." Momo" M. Endego. Do niezwykle pięknych filozoficznych opowiadań z tej książki wrócę pod koniec tego wpisu. Podczas  mej skrupulatnej lektury postów ekonomicznych przypomniał mi się żart, którym uraczyłam uczniów na zajęciach bibliotekarskich propagujących czytelnictwo wśród młodzieży, a brzmiał on mniej więcej tak: „ Na 1005 stronie wstępu książki  pt.”Polubić czytanie” znajdziecie wskazówki , jak czytać wnikliwiej i się nie garbić” Mam tylko nadzieję, że taka książka nie powstała i nie powstanie. A miny na twarzach dzieciaków, czytających przede wszystkim na akord (czyli jak najwięcej stron mieć z głowy ) i omijających wstępy długim łukiem, były po takiej mojej zapowiedzi – zblazowane, by nie rzec:  bezcenne.
         MOJE  OSZCZĘDZANIE, słów kilka, bo czas to pieniądz;)
 Odkryłam niedawno, że  najlepiej nie jeździć, a nawet nie chodzić na zakupy, tylko zaopatrywać się w jedzenie i środki czystości bez wychodzenia z domu, a taką cudowna oszczędność czasu daje nam  coraz więcej marketów. Mieszkam w małym mieście i do Tesco - dziadowskiego w mej niedawnej opinii, bo coraz droższego- mam 27 km, lecz ostatnio Tesco wróciło u mnie do łask i podjechało pod mój dom. Nazwałam je nawet cudownym, po tym, jak pewnego dnia potrzebowałam dynie Hokkaido sztuk 2 i znalazłam je na internetowej stronie rzeczonego marketu i o dziwo dostarczono mi je za darmo! Spodziewałam się, że tak daleki transport, tak małych zakupów będzie mało opłacalny, a tu taka niespodzianka. Tak więc bez wychodzenia z domciu, przez internet, można sprawdzić sobie cały ich asortyment, ceny, nieźle zaoszczędzić i nie umęczyć się łażeniem po tym molochu.
                                      TAJEMNICE CZASU
"Istnieje wielka, a mimo to zupełnie powszednia tajemnica. Wszyscy w niej uczestniczą, każdy ją zna, ale tylko nieliczni o niej myślą. Przeważnie ludzie przyjmują ją taką, jaka jest, i wcale ich ona nie dziwi. Tajemnicą tą jest czas. 
Są przecież kalendarze i zegary, którymi go można mierzyć, ale to nie ma właściwie znaczenia, bo każdy wie, że komuś godzina może wydawać się wiecznością, innemu zaś przemijać jak chwila - zależnie od tego, co człowiek w ciągu tej godziny przeżywa. Gdyż czas to życie. A życie mieści się w ludzkim sercu. Nikt nie wiedział o tym lepiej niż szarzy panowie. Nikt nie znał tak jak oni wartości godziny, minuty, a nawet sekundy życia. Co prawda znali się oni na tym, jak pijawka zna się na krwi, i postępowali stosownie do tego. Mieli własne plany dotyczące czasu ludzi. Były to daleko zmierzające i starannie opracowane plany. Najważniejsze dla nich było, aby nikt nie zauważył ich działalności. Niepostrzeżenie wkradli się do życia wielkiego miasta i jego mieszkańców. I krok  po kroku, nie zwracając niczyjej uwagi, przenikali w nie coraz głębiej i brali ludzi w posiadanie.
Pewnego dnia pan Fusi stał w drzwiach swojej fryzjerni i czekał na klientów.(...) Patrzył na deszcz pluszczący na ulicy, był to szary dzień i w duszy pana Fusi panowała także smętna pogoda. „Moje życie upływa - myślał - wśród szczęku nożyczek, pogawędek i piany mydlanej. Co mam właściwie z takiego bytowania? A kiedy umrę, będzie tak, jakbym nigdy nie żył".Trzeba dodać, że pan Fusi bynajmniej nie był przeciwny pogawędkom. Nawet bardzo lubił szeroko przedstawiać klientom swoje poglądy i słuchać, co o nich myślą. (..). Praca sprawiała mu wielką przyjemność i wiedział, że dobrze ją wykonuje.(...)
,,Całe moje życie jest nieudane - myślał pan Fusi. - Kim jestem? Tylko małym fryzjerem. Gdybym mógł prowadzić odpowiednie życie, byłbym zupełnie innym człowiekiem". Pan Fusi nie wiedział jednak, jak miałoby wyglądać to odpowiednie życie. Wyobrażał sobie tylko coś mającego znaczenie, luksusowego, co widuje się w pismach ilustrowanych. „Ale - myślał zniechęcony - na coś takiego praca nie pozostawia mi czasu. Bo na prawdziwe życie trzeba mieć czas. A ja całe życie jestem niewolnikiem szczęku nożyczek, pogawędek i piany mydlanej".
W tej samej chwili  zajechał elegancki popielaty samochód i zatrzymał się przed zakładem fryzjerskim pana Fusi. Wysiadł z niego szary pan i wszedł do środka. Postawił swoją ołowiano-szarą teczkę na stoliku przed lustrem, powiesił okrągły, sztywny kapelusz na wieszaku, usiadł na fotelu, wyjął z kieszeni notesik i zaczął przewracać jego kartki, pykając małe, szare cygaro. (...)
 Czym panu mogę służyć?  - spytał zmieszany Fusi. - Golenie czy strzyżenie - i zaraz sam przeklął w duchu swój nietakt, bo klient miał błyszczącą łysinę.
(...)

- Ani to, ani to - powiedział szary pan bez uśmiechu, dziwnie bezdźwięcznym, spopielałym głosem. - Przychodzę z ramienia Kasy - Oszczędności Czasu. Jestem agentem numer XYQ/384/b. Wiemy, że pan chce otworzyć u nas rachunek oszczędnościowy. 
- To dla mnie zupełna nowość - odpowiedział pan Fusi jeszcze bardziej zmieszany. - Szczerze mówiąc, nawet nie wiedziałem dotychczas o istnieniu takiej instytucji. 
- No, ale teraz pan wie - odparł krótko agent. Przerzucił kilka kartek w notesiku i ciągnął: - Pan jest przecież fryzjerem, panem Fusi. 
- Tak - potwierdził pan Fusi.
- W takim razie dobrze trafiłem - powiedział agent i zamknął notesik. - Jest pan u nas
kandydatem.
- Jak to? - spytał wciąż jeszcze zdziwiony pan Fusi.
- Widzi pan, drogi panie Fusi - powiedział agent - trwoni pan swoje życie na szczękaniu nożyczkami, pogawędkach i pianie mydlanej. Jak pan kiedyś umrze, będzie tak, jakby pana nigdy nie było. Gdyby pan miał czas na prowadzenie odpowiedniego życia, byłby pan zupełnie innym człowiekiem. Potrzebuje pan tylko czasu. Mam rację? 
- Właśnie zastanawiałem się nad tym - szepnął pan Fusi (...)
- No, widzi pan - odpowiedział szary pan i z zadowoleniem pociągnął swoje małe cygaro. - Ale skąd człowiek bierze czas? Musi go zaoszczędzić! Pan, panie Fusi, marnotrawi go w sposób zupełnie nieodpowiedzialny. Dowiodę panu tego za pomocą małego obliczenia. 
Minuta ma sześćdziesiąt sekund. A godzina ma sześćdziesiąt minut. Podąża pan za moją myślą? 

- Oczywiście - zapewnił pan Fusi.
Agent numer XYQ/384/b zaczął szarym ołówkiem pisać cyfry na lustrze.
- Sześćdziesiąt razy sześćdziesiąt wynosi trzy tysiące sześćset. A więc jedna godzina ma trzy tysiące sześćset sekund. Doba ma dwadzieścia cztery godziny, a więc trzy tysiące sześćset razy dwadzieścia cztery, co wynosi osiemdziesiąt sześć tysięcy czterysta sekund na dobę. Rok zaś, jak wiadomo, ma trzysta sześćdziesiąt pięć dni. To daje trzydzieści jeden milionów pięćset trzydzieści sześć tysięcy sekund na rok. Albo: trzysta piętnaście milionów trzysta sześćdziesiąt tysięcy w ciągu dziesięciu lat. 
Na jak długo szacuje pan swoje życie, panie Fusi?
- No, cóż - wybąkał oszołomiony pan Fusi-jeśli taka będzie wola Boga, mam nadzieję dożyć siedemdziesięciu, może osiemdziesięciu lat. 
- Dobrze - podjął szary pan. - Przyjmijmy dla ostrożności tylko siedemdziesiąt pięć lat. A więc byłoby to trzysta piętnaście milionów trzysta sześćdziesiąt tysięcy razy siedem. Daje to dwa miliardy dwieście siedem milionów pięćset dwadzieścia tysięcy sekund. 
I dużymi cyframi wypisał na lustrze:
48
49 2 207 520 000 sekund.
Potem podkreślił cyfrę kilka razy i oświadczył:
- To jest, panie Fusi, majątek, jakim pan dysponuje.
Pan Fusi przełknął ślinę i potarł ręką czoło. Od widoku tej cyfry zakręciło mu się w głowie.
Nigdy nie myślał, że jest taki bogaty.
- Tak - powiedział znów szary pan i pociągnął cygaro - to robi silne wrażenie, prawda? Ale teraz zobaczmy, co dalej. Ile pan ma lat, panie Fusi? 
- Czterdzieści dwa - wyjąkał fryzjer i nagle poczuł się winny, jakby popełnił
sprzeniewierzenie.
- Ile godzin sypia pan w nocy? - badał go dalej szary pan.
- Coś około ośmiu - wyznał pan Fusi. Agent obliczał z zawrotną szybkością. Ołówek zgrzytał na lustrze, tak że na panu Fusi cierpła skóra. 
- Czterdzieści dwa lata - osiem godzin na dobę to wynosi już czterysta czterdzieści jeden milionów pięćset cztery tysiące. Tę sumę musimy słusznie uznać za straconą. Ile czasu 
dziennie poświęca pan pracy?
- Także mniej więcej osiem - przyznał się z pokorą pan Fusi.
- W takim razie musimy raz jeszcze tę samą sumę zapisać na konto start - ciągnął agent nieubłaganie.
 - Pewien czas traci pan także na pożywianie się. Ile trwają w ciągu dnia 
wszystkie pana posiłki?
- Nie wiem dokładnie - powiedział pan Fusi bojaźliwie - może ze dwie godziny.
- To mi się wydaje za mało - zauważył agent. - Ale jeśli przyjmiemy, że tak jest, daje to w ciągu czterdziestu dwóch lat sumę sto dziesięć milionów trzysta siedemdziesiąt sześć tysięcy. Jedźmy dalej! Wiemy, że żyje pan sam ze staruszką matką. Co dzień poświęca pan jej całą godzinę, to znaczy siedzi pan z nią i rozmawia, mimo że jest głucha i ledwo słyszy, co pan mówi. Jest to więc czas wyrzucony za okno: a więc pięćdziesiąt pięć milionów sto osiemdziesiąt osiem tysięcy. Ponadto ma pan zupełnie niepotrzebnie papużkę, na której pielęgnowanie poświęca pan kwadrans dziennie, co oznacza w przeliczeniu trzynaście milionów siedemset dziewięćdziesiąt siedem tysięcy. 
- Ależ... - wtrącił błagalnie pan Fusi.
- Niech pan mi nie przerywa - ofuknął go agent, który rachował coraz prędzej.
- Ponieważ matce pana trudno jest się poruszać, musi pan, panie Fusi, wykonywać część pracy domowej. Musi pan robić zakupy, czyścić buty i zajmować się innymi uciążliwymi 
sprawami. Ile czasu dziennie to panu zabiera?
- Może godzinę, ale...
- A więc dalsze stracone pięćdziesiąt pięć milionów sto osiemdziesiąt osiem tysięcy. Wiemy również, że raz na tydzień chodzi pan do kina, raz na tydzień bierze pan udział w kółku śpiewaczym, że ma pan stały stolik w gospodzie,w której bywa pan dwa razy na tydzień, w pozostałe dni spotyka się pan wieczorem z przyjaciółmi, a czasem czyta pan nawet książkę. 
Krótko mówiąc, zabija pan czas różnymi bezużytecznymi zajęciami przez około trzy godziny dziennie, co wynosi sto sześćdziesiąt pięć milionów pięćset sześćdziesiąt cztery tysiące. Czy pan się źle czuje, panie Fusi? 
- Nie - odpowiedział fryzjer.  - Proszę mi wybaczyć... 
- Zaraz skończymy - powiedział szary pan. - Musimy jednak pomówić jeszcze o
pewnym szczególnym rozdziale pańskiego życia. Ma pan pewną małą tajemnicę, już pan wie, jaką. 
Pan Fusi tak marzł, że aż szczękał zębami.
- O tym też pan wie? - mruknął bezradnie. - Myślałem, że oprócz mnie i panny Dani...
- W naszym nowoczesnym świecie - przerwał mu agent numer XYQ/384/b - tajemnice nie mają znaczenia. Niech pan spojrzy na tę sprawę rzeczowo i realistycznie, panie Fusi. Niech pan mi odpowie na moje pytanie: czy zamierza pan ożenić się z panną Darią? 
- Nie - powiedział pan Fusi - to przecież niemożliwe...
- Słusznie - kontynuował szary pan. - Bo panna Daria jest do końca życia skazana na fotel inwalidzki, gdyż ma bezwładne nogi. Mimo to chodzi pan do niej co dzień na pół godziny, aby jej ofiarować kwiatek. I po co to? 
- Ona zawsze tak się tym cieszy - odpowiedział pan Fusi bliski łez.
- Ale patrząc na to trzeźwo - stwierdził agent - dla pana, panie Fusi, jest to czas stracony. A mianowicie już dwadzieścia siedem milionów pięćset dziewięćdziesiąt cztery tysiące sekund. A jeżeli doliczymy do tego jeszcze, że pan co wieczór przed pójściem spać siedzi kwadrans przy oknie i rozmyśla o minionym dniu, to musimy odjąć raz jeszcze sumę trzynaście milionów siedemset dziewięćdziesiąt siedem tysięcy. Teraz zobaczymy, ile panu właściwie pozostało. 
Na lustrze figurowało następujące obliczenie:
Sen Praca Posiłki Matka Papużka Zakupy itd. Przyjaciele, śpiew itd.
Tajemnica
Okno
Razem:
441 504 000 sekund 441 504 000 110 376 000 „ 55 188 000
13 797 000 „?•?" 55 188 000
165 564 000 „
27 594 000 „ ':« 13 797 000
1 324 512 000 sekund
- Ta suma - powiedział szary pan, stukając tak mocno ołówkiem w lustro, że brzmiało to jak wystrzały rewolwerowe - ta suma przedstawia czas, jaki pan dotąd strwonił. I co pan na to, panie Fusi? 
Pan Fusi nic nie odpowiedział. Usiadł na krześle w rogu pokoju i otarł chusteczką twarz, gdyż mimo panującego lodowatego zimna pot mu wystąpił na czoło. 
Szary pan poważnie kiwał głową.
- Tak - powiedział. - Zupełnie słusznie pan zrozumiał, że jest to już przeszło połowa
pańskiego pierwotnego majątku. Ale teraz zobaczymy, co panu właściwie pozostało z
pańskich czterdziestu dwóch lat. Jeden rok to, jak panu wiadomo, trzydzieści jeden milionów
pięćset trzydzieści sześć tysięcy sekund. A pomnożone przez czterdzieści dwa daje miliard trzysta dwadzieścia cztery miliony pięćset dwanaście tysięcy. I napisał tę cyfrę pod sumą strwonionego czasu: 
1 324 512 000 sekund 1 324 512 000 sekund 0 000 000 000 sekund
Schował ołówek i zrobił dłuższą przerwę, aby widok tak wielu zer oddziałał na pana Fusi. I rzeczywiście oddziałał. 
„A więc - myślał zdruzgotany pan Fusi - tak wygląda bilans całego mojego dotychczasowego życia". Obliczenie, które przyniosło tak dokładny rezultat, wywarło na panu Fusi wielkie wrażenie, toteż przyjął je bez najmniejszego sprzeciwu. I rzeczywiście sam rachunek się zgadzał. Był to jeden z wielu kruczków, którymi posługiwali się szarzy panowie, aby oszukiwać ludzi przy tysiącach okazji. 
- Czy nie uważa pan - zaczął znowu mówić agent numer XYQ/384/b łagodnym tonem - że nie może pan nadal w ten sposób gospodarować? Czy nie wolałby pan raczej zacząć oszczędzać? 
Pan Fusi skinął głową, wargi miał sine z zimna.
- Gdyby pan na przykład - szemrał spopielały głos agenta tuz przy uchu pana Fusi-już
dwadzieścia lat temu zaczął oszczędzać tylko jedną godzinę dziennie, miałby pan teraz zapisane na swoje dobro dwadzieścia sześć milionów dwieście osiemdziesiąt tysięcy sekund. Przy dwóch zaoszczędzonych dziennie godzinach wynosiłoby to oczywiście dwa razy tyle, a więc pięćdziesiąt dwa miliony pięćset sześćdziesiąt tysięcy. No, a niech pan sam powie, co znaczą dwie marne godzinki wobec takiej sumy? 
- Nic! - zawołał pan Fusi. -To po prostu śmieszna błahostka !
- Cieszę się, że pan to rozumie - ciągnął obojętnie agent. - A jeśli jeszcze obliczymy, co by pan w tych samych warunkach oszczędził w ciągu następnych dwudziestu lat, to uzyskalibyśmy niebagatelną sumę sto pięć milionów sto dwadzieścia tysięcy sekund. Cały ten kapitał Vniałby pan do rozporządzenia w wieku sześćdziesięciu dwóch lat. 
- Wspaniale! - wyjąkał pan Fusi i aż otworzył szeroko oczy.
- Niech pan zaczeka - ciągnął szary pan - dowie się pan  czegoś jeszcze lepszego. My, to znaczy Kasa Oszczędności Czasu, nie tylko przechowujemy dla pana zaoszczędzony czas, ale w dodatku płacimy odsetki od niego. Czyli że w rzeczywistości miałby pan go jeszcze dużo więcej. 
- O ile więcej? - spytał pan Fusi bez tchu.
- To byłoby wyłącznie pańską sprawą - wyjaśnił agent - zależnie od zaoszczędzonej sumy czasu i okresu pozostawienia jej u nas. 
- Pozostawienia? - spytał pan Fusi. - Co to znaczy?
- Po prostu, jeśli pan przed upływem pięciu lat nie zażąda od nas zwrotu swojego
zaoszczędzonego czasu, to wypłacimy panu jeszcze drugie tyle. Pański majątek podwajałby się co pięć lat, rozumie pan? Po dziesięciu latach wynosiłby już sumę czterokrotnie większą od pierwotnej, po piętnastu latach ośmiokrotnie większą i tak dalej. Gdyby pan dwadzieścia lat temu zaczął oszczędzać dziennie tylko dwie godziny, to w wieku sześćdziesięciu dwóch lat, a więc po czterdziestu latach, byłaby to dwieście pięćdziesiąta szósta wielokrotność oszczędzonego przez pana czasu. Wynosiłoby to dwadzieścia sześć miliardów dziewięćset dziesięć milionów siedemset dwadzieścia tysięcy. 
Szary pan znowu wyjął szary ołówek i wypisał również tę cyfrę na lustrze:
26 910 720 000 sekund
- Widzi pan, panie Fusi - i po raz pierwszy szary pan uśmiechnął się nikle - byłoby to
przeszło dziesięciokrotnie więcej niż całe pańskie pierwotne życie. I to tylko przy dwóch godzinach dziennie oszczędzonych u nas. Niech pan się zastanowi, czy nie jest to korzystna propozycja z naszej strony? 
- Jest korzystna! - powiedział pan Fusi wyczerpany.- Niewątpliwie jest! Prawdziwy
nieszczęśnik ze mnie, że nie zacząłem oszczędzać już od dawna. Dopiero teraz zrozumiałem to w pełni i muszę wyznać, że jestem zrozpaczony! 
- Do rozpaczy - zapewnił go szary pan łagodnie - naprawdę nie ma powodu. Nigdy nie jest za późno. Może pan zacząć już od dzisiaj, jeśli pan tylko zechce. Zobaczy pan, że to się opłaci. 
- Jeszcze jak chcę!-wykrzyknął pan Fusi. - Co mam robić?
- Ależ mój drogi - odpowiedział agent podnosząc brwi ze
zdziwieniem - chyba pan sam wie, jak oszczędza się czas! Musi pan, na przykład, prędzej pracować i zaniechać wszystkich zbędnych czynności. Zamiast pół godziny będzie pan poświęcał klientowi tylko kwadrans. Będzie pan unikał pochłaniających czas pogawędek. Skróci pan czas poświęcony swojej sędziwej matce do połowy. Najlepiej niech pan ją w ogóle odda do dobrego, niedrogiego domu starców, gdzie będzie miała opiekę, wtedy zyska pan już całą godzinę dziennie. Niech pan się pozbędzie tej bezużytecznej papużki! Odwiedza pannę Darię tylko raz na dwa tygodnie, jeśli to jest w ogóle konieczne Niech pan skreśli ów kwadrans zastanawiania się nad minionym dniem, a przede wszystkim niech pan nie trwoni swego cennego czasu tak często na śpiew, czytanie albo tym bardziej na przebywanie ze swoimi tak zwanymi przyjaciółmi. Przy okazji zaleciłbym panu zawiesić w sklepie duży, dobrze chodzący zegar, aby pan mógł dokładnie kontrolować pracę swoich uczniów. 
- No, dobrze - powiedział pan Fusi - mogę to wszystko zrobić, ale jak mam zużyć czas, który mi dzięki temu pozostanie? Czy mam go oddawać? Gdzie? Czy też mam go przechowywać? W jaki sposób załatwia się tę sprawę? 

- Tym - odrzekł szary pan, po raz drugi uśmiechając się nikle - niech pan się nie martwi. Niech pan to spokojnie nam pozostawi. Może pan być pewny, że nie stracimy ani odrobiny zaoszczędzonego przez pana czasu. Sam pan zauważy, że nic z niego panu nie zostanie. 
- A więc dobrze - rzekł pan Fusi już zupełnie zbity z tropu-zdaję się na was.
- Niech pan będzie spokojny, mój drogi - powiedział agent wstając. - Mogę więc niniejszym powitać pana jako nowego członka wielkiej gminy oszczędzających czas. Odtąd i pan, panie Fusi, jest prawdziwie nowoczesnym, postępowym człowiekiem. Gratuluję panu! 
Po czym wziął swój kapelusz i teczkę (...)
To powiedziawszy agent wsiadł do swojego eleganckiego, szarego samochodu i odjechał. (...)
Dopiero kiedy dym się rozwiał, pan Fusi poczuł się lepiej. Ale wraz z rozpierzchnięciem się dymu zbladły cyfry wypisane na lustrze. A kiedy zupełnie znikły, zatarło się także w pamięci pana Fusi wspomnienie szarego gościa - ale nie powziętej decyzji! Uważał ją za własną. Postanowienie, że teraz zacznie oszczędzać czas, aby kiedyś w przyszłości móc zacząć inne życie, wbiło się w jego duszę jak kolec zakończony haczykiem. 
A potem wszedł do zakładu pierwszy klient w tym dniu. Pan Fusi obsługiwał go mrukliwie, robił tylko to, co konieczne, milczał i rzeczywiście zamiast w pół godziny był gotów w dwadzieścia minut. 
I zupełnie tak samo było z innymi klientami. W tych warunkach praca nie sprawiała panu Fusi najmniejszej przyjemności, ale to nie było już dla niego ważne.
Do panny Darii napisał pan Fusi krótki, rzeczowy list, zawiadamiając ją, ze z powodu braku czasu, niestety, nie może nadal do niej przychodzić. Papużkę sprzedał w sklepie zoologicznym. Matkę umieścił w dobrym, ale tanim domu starców i odwiedzał ją raz na miesiąc. Był posłuszny i innym radom szarego pana, które uważał za własne postanowienia. Był jednak coraz bardziej nerwowy i niespokojny, bo, rzecz osobliwa: z całego tego oszczędzanego czasu nic właściwie nie pozostawało dla niego. Po prostu czas ten znikał w tajemniczy sposób, nie było go i już. Dni pana Fusi robiły się z początku niepostrzeżenie, później jednak wyraźnie coraz krótsze. Zanim się obejrzał, mijał tydzień, miesiąc, rok i następny, i jeszcze jeden. Ponieważ pan Fusi nie przypominał sobie już wizyty szarego pana, powinien by właściwie zadać sobie poważne pytanie, co się dzieje z tym jego czasem. Ale nie zadawał sobie tego pytania, podobnie jak wszyscy inni ciułacze czasu. Opanowała go jakaś ślepa namiętność. A kiedy czasem z przerażeniem stwierdzał, że dni mkną coraz prędzej, oszczędzał czas jeszcze bardziej zawzięcie. 
W wielkim mieście z wielu ludźmi działo się to samo, co z panem Fusi. I co dzień
przybywało więcej tych, którzy zaczynali, jak to nazywano, „oszczędzać czas". A im więcej ich było, tym więcej szło w ich ślady, bo nawet ci, którzy właściwie tego nie chcieli robić, nie mieli wyboru i musieli się przyłączać do tamtych. 
W radiu, telewizji i gazetach co dzień objaśniano i wychwalano zalety nowych systemów oszczędzania czasu." (fragment książki: Michael`a Ende MOMO

A teraz proponuję krótki rachunek sumienia: Ile czasu spędzasz w Internecie na poszukiwaniu metod zarabiania i oszczędzania? Ile ciekawych i praktycznych porad znalazłeś na blogach ekonomicznych i biznesowych?  Czy udało Ci się z powodzeniem wdrożyć we własne życie cudze pomysły na zarabianie lub oszczędzanie ?  Poznaj siebie, odkrywaj swe pasje, jeśli chcesz zarabiać bezboleśnie. Nigdy nie jest za późno, cdn.

3 komentarze:

  1. Mi również wystąpił pot na czole po przeczytaniu tego tekstu :)
    Bardzo ciekawe rzeczy!

    OdpowiedzUsuń
  2. To gratuluję dobrnięcia do końca. Bardzo mi miło!

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdyby nie ten czas, bezsprzecznie człowiek żył by wiecznie.!

    OdpowiedzUsuń