Dlaczego jesteśmy, jak owieczki na pastwisku? Potulni, naiwni, otępiali?
MY? No tak, bo razem raźniej się wyrazić, a i trudniej się obrazić;)
Dlaczego mało czytamy, a jeszcze mniej się zastanawiamy? A widać to szczególnie podczas zakupów spożywczych? Można zaobserwować, że większość ludzi zwraca uwagę głównie na cenę, potem na markę, a już mało kto czyta wnikliwie skład produktu. A właśnie tu, w hipermarkecie, powinna panować atmosfera niczym w czytelni lub aptece - powinniśmy robić zakupy w ciszy i skupieniu, bo już tyle mamy chemii w żywności, że jest co studiować.
Trochę inaczej sytuacja z czytelnictwem przedstawia się w drogerii.Tam owszem- widać wielu czytających ingrediencje. Ale czy jest to czytanie ze zrozumieniem?! Czy znamy tak dobrze łacinę i oznaczenia chemiczne, by rozpoznać niebezpieczne substancje użyte pod bardzo trudnymi do przeczytania nazwami. A jeśli już rozszyfrujemy oznaczenia, to czy zastanawiamy się, czym jest przykładowo Euxyl K 400 lub tak pięknie reklamowany fluorek sodu?!
Czytanie składu kosmetyków nie jest proste, trzeba sięgnąć do internetu po ściągi. Kiedyś męczyłam się ok. 2 godz., by przetłumaczyć skład mleczka do twarzy, rzekomo naturalnego, hypoalergicznego, polskiej firmy Tołpa i brr ..można się wystraszyć Tutaj .
Dlatego w sklepach kosmetycznych powinno być jak w bibliotece, by wypożyczać do domu choćby opis produktu, bo druczek z reguły drobniutki i fotka niewiele da.
Ale po co się aż tak zagłębiać w szczegóły? Są ciekawsze lektury od ulotek produktów, przecież istnieją normy dopuszczające...przecież ktoś odpowiada za to, by nie szkodziło zdrowiu, przecież jakoś nikt od tych środków chemicznych nie umiera, ja też się tak głupio łudziłam.
Dlaczego jesteśmy tacy bezkrytyczni - a ściślej mówiąc - głupi?
Powodem jest m.in FLUOR
Fluor jest jednym z głównych składników leków psychotropowych. Wzmacnia ich działanie. Dodawany do napojów, wody kranowej, pasty do zębów świetnie się wchłania również przez skórę, nie trzeba go wcale połykać, by być spolegliwym obywatelem i grzecznym klientem, który nie czyta składu produktów i daje zarobić m.in. koncernom farmaceutycznym, regularnie chorując. Toksyczność fluoru jest porównywalna z ołowiem. Na stronie www.oswiecenie.com/fluor.htm możemy przeczytać:
"Międzynarodowy Uniwersytet na Florydzie opublikował raport, w którym stwierdzono, że roztwór fluorku potasu o stężeniu 0,45 ppm wystarczy, by znacznie spowolnić nasze reakcje sensoryczne i umysłowe. Gdy do popularnego leku uspokajającego Valium dodano fluor, powstał środek o silniejszym działaniu, Rohypnol. Inny, niezwykle silny środek uspokajający z fluorem, Stelazinum, jest używany w domach opieki społecznej i w szpitalach psychiatrycznych na całym świecie.
Wszyscy wiemy, do czego używa się fluoru - od lat 50. XX wieku jest cudownym składnikiem past do zębów, dzięki któremu możemy rzadziej chodzić do dentysty. Fluor dodaje się też do wody w kranach, by chronił zęby. Taka jest wersja oficjalna. A jak jest naprawdę?
Po pierwsze - fluor w pastach do zębów chroni zęby u ludzi jedynie do 20. roku życia. l to jedynie wtedy, gdy się go nie przedawkuje. Faktycznie - potrafi wzmocnić szkliwo zębów, ale zażywany w zbyt wielkich dawkach może jednocześnie spowodować wiele chorób somatycznych i psychicznych.
Słynne akcje fluoryzowania zębów uczniów szkół podstawowych zaowocowały w Wielkiej Brytanii serią procesów sądowych. Okazało się, że u wielu dzieci doszło do przebarwień szkliwa, zęby stały się łamliwe i chropowate. W1996 roku 10-letni Kevin otrzymał 1000 funtów odszkodowania od koncernu Colgate Palmolive. znanego producenta pasty do zębów. U chłopca stwierdzono fluorozę, czyli zatrucie fluorem.
A czy fluor naprawdę w znacznym stopniu chroni zęby dzieci przed próchnicą? Ekspertyza przeprowadzona na zlecenie Amerykańskiego Instytutu Badań Stomatologicznych wykazała, że właściwie nie ma różnicy między liczbą ubytków w zębach dzieci mieszkających na terenach objętych fluoryzacją i na nieobjętych.
Od początku XX wieku wiedziano, że podawanie ludziom niewielkich dawek fluoru sprawia, że są bardziej ulegli i podatni na manipulacje. Gdy więc podczas II wojny światowej hitlerowcy szukali sposobu, by otumanić więźniów obozów koncentracyjnych, zaczęli podawać im duże dawki fluoru w wodzie pitnej. Produkcję fluoru zlecili koncernowi I.G.Farben z Frankfurtu.
Rodzi się pytanie: skoro tak wielu uznanych naukowców od dziesięcioleci próbuje zainteresować władze szkodliwością fluoru, to dlaczego nikt nic nie robi? Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, zazwyczaj chodzi o pieniądze, i być może władzę nad ludźmi.
Totalitarna kontrola umysłów
Po zakończeniu wojny do Niemiec przyleciał wysłannik rządu USA, Charles Eiliot Perkins, chemik, który miał przyjrzeć się hitlerowskim metodom kontroli umysłów. Odnalazł on dokumenty stwierdzające, że zanim wybuchła wojna niemiecko-radziecka w 1941 roku, oba totalitarne reżimy wymieniały się informacjami na temat sposobu panowania nad masami. "Bolszewicy uznali dodawanie leków do wody jako idealny sposób na skomunizowanie świata" - napisał w raporcie. Fluor, nadawał się do tego celu znakomicie - nie dość, że wywoływał w umysłach pożądane reakcje, to jeszcze można było uzasadnić jego użycie tym, że chroni zęby. Z trucizny zrobiono lekarstwo.
Ale to sami Amerykanie rozpropagowali cudowne właściwości fluoru. Fabryki koncernu I.G.Farben jako jedyne nie były bombardowane przez aliantów - pewnie dlatego, że wielu amerykańskich biznesmenów ulokowało tam duże pieniądze, m.in. rodzina Mellonów. Po wojnie Mellonowie założyli Amerykańskie Przedsiębiorstwo Aluminiowe (ALCOA) - a fluor jest toksycznym odpadem przy produkcji aluminium. Coś z nim trzeba było zrobić. ALCOA oraz inne zakłady produkujące fluor sfinansowały badania, z których wynikało, że małe ilości fluoru nie są szkodliwe dla zdrowia. W raporcie całkowicie pominięto szkodliwe skutki oddziaływania tej substancji na organizm i mózg ludzki. Natomiast podkreślono zbawienny wpływ na zęby.
W latach 40. XX wieku w kilku miastach USA rozpoczęto fluoryzację wody, a kilka firm zaczęło dodawać tę substancję do past do zębów, i lawina się potoczyła...
Czytaj dalej na http://www.oswiecenie.com/fluor.htm TU
Ale po co się aż tak zagłębiać w szczegóły? Są ciekawsze lektury od ulotek produktów, przecież istnieją normy dopuszczające...przecież ktoś odpowiada za to, by nie szkodziło zdrowiu, przecież jakoś nikt od tych środków chemicznych nie umiera, ja też się tak głupio łudziłam.
Dlaczego jesteśmy tacy bezkrytyczni - a ściślej mówiąc - głupi?
Fluor jest jednym z głównych składników leków psychotropowych. Wzmacnia ich działanie. Dodawany do napojów, wody kranowej, pasty do zębów świetnie się wchłania również przez skórę, nie trzeba go wcale połykać, by być spolegliwym obywatelem i grzecznym klientem, który nie czyta składu produktów i daje zarobić m.in. koncernom farmaceutycznym, regularnie chorując. Toksyczność fluoru jest porównywalna z ołowiem. Na stronie www.oswiecenie.com/fluor.htm możemy przeczytać:
Wszyscy wiemy, do czego używa się fluoru - od lat 50. XX wieku jest cudownym składnikiem past do zębów, dzięki któremu możemy rzadziej chodzić do dentysty. Fluor dodaje się też do wody w kranach, by chronił zęby. Taka jest wersja oficjalna. A jak jest naprawdę?
Rodzi się pytanie: skoro tak wielu uznanych naukowców od dziesięcioleci próbuje zainteresować władze szkodliwością fluoru, to dlaczego nikt nic nie robi? Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, zazwyczaj chodzi o pieniądze, i być może władzę nad ludźmi.
Totalitarna kontrola umysłów
Po zakończeniu wojny do Niemiec przyleciał wysłannik rządu USA, Charles Eiliot Perkins, chemik, który miał przyjrzeć się hitlerowskim metodom kontroli umysłów. Odnalazł on dokumenty stwierdzające, że zanim wybuchła wojna niemiecko-radziecka w 1941 roku, oba totalitarne reżimy wymieniały się informacjami na temat sposobu panowania nad masami. "Bolszewicy uznali dodawanie leków do wody jako idealny sposób na skomunizowanie świata" - napisał w raporcie. Fluor, nadawał się do tego celu znakomicie - nie dość, że wywoływał w umysłach pożądane reakcje, to jeszcze można było uzasadnić jego użycie tym, że chroni zęby. Z trucizny zrobiono lekarstwo.
Ale to sami Amerykanie rozpropagowali cudowne właściwości fluoru. Fabryki koncernu I.G.Farben jako jedyne nie były bombardowane przez aliantów - pewnie dlatego, że wielu amerykańskich biznesmenów ulokowało tam duże pieniądze, m.in. rodzina Mellonów. Po wojnie Mellonowie założyli Amerykańskie Przedsiębiorstwo Aluminiowe (ALCOA) - a fluor jest toksycznym odpadem przy produkcji aluminium. Coś z nim trzeba było zrobić. ALCOA oraz inne zakłady produkujące fluor sfinansowały badania, z których wynikało, że małe ilości fluoru nie są szkodliwe dla zdrowia. W raporcie całkowicie pominięto szkodliwe skutki oddziaływania tej substancji na organizm i mózg ludzki. Natomiast podkreślono zbawienny wpływ na zęby.
W latach 40. XX wieku w kilku miastach USA rozpoczęto fluoryzację wody, a kilka firm zaczęło dodawać tę substancję do past do zębów, i lawina się potoczyła...
Taką pastę bez fluoru udało mi się tylko raz znaleźć w markecie (ok.6 zł). Te indyjskie pasty można kupić głównie w aptece (za ok. 10 zł)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz